wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 1

Eleri:
     Obudził mnie mój wielki owczarek niemiecki. Powoli zwlokłam się z łóżka i stanęłam przed lustrem. Moje miedziane włosy spięłam w kucyk, a wodne oczy podkreśliłam tuszem do rzęs. Rozejrzałam się po moim pokoju. Łóżko z haftowaną kołdrą znajdowała się w centralnej  części pokoju, a jego wyblakłe pomarańczowe ściany nadawały uśmiechu temu miejscu, chociaż rano wpadało tu tyle światła, że ściany spokojnie mogłyby być białe. Ciemna szafa była zapchana różnymi wersjami mundurków.
     Mundurek!
     Z szybkością rakiety podbiegłam do biurka i zerwałam z tablicy korkowej regulamin uniformów. A głosił tak:
Mundurek Szkolny
Regulamin uniformów połączonych szkół prywatnych
1.        Szare/ Białe/Granatowe koszule
2.        Spódnice lub spodnie (Szare/ Białe/ Granatowe/Żółte)
3.        Swetry lub marynarki (Szare/Białe/ Granatowe/Żółte)
4.        Krawaty (Te same kolory)
5.        Dodatki i inne rzeczy tym podobne są jak najbardziej dozwolone.
     Och, nie martwcie się. Mnie to nie obchodzi, ale gdyby dyrektorka by zauważyła coś, co by jej nie pasowało, byłabym trupem. Mistrzowsko wyćwiczonym ruchem sięgnęłam do szafy po szary sweter z dekoltem w serek, białą spódnicę, oraz granatową koszulę. Z lekkim trudem wyciągnęłam moje trampki z pod komody.
     -Eleri! Na dół! Spóźnisz się pierwszego dnia szkoły! – usłyszałam głos mojej mamy z kuchni.
     -Gdybym tylko mogła. Gdybym tylko mogła – szepnęłam, złapałam torbę i zbiegłam po schodach.

Orlaith:
     Wstałam już pół godziny temu. Lada chwila miały wpaść do mnie moje przyjaciółki by pomóc mi w skompletowaniu stroju, oraz napisać naszą co semestralną listę celów i obłędów. To taka lista podobna do In & Out, tylko na podstawie naszej szkoły. A wstałam wcześniej, by doprowadzić się do porządku, przed dzwonkiem do drzwi starej, rodzinnej rezydencji. Jako że mieszkałam tu tylko ja i rodzice, mama oddała mi w posiadanie całe lewe skrzydło. Większość pokoi zamieniłam na garderobę. Mam też łazienkę, wygodne zejście do basenu, jaccuzi oraz mój ukochany pokój. Ma złote ściany, biały baldachim z sufitu oraz bordowe poduszki na biało- złotym łóżku. Pewnie nie zgadniecie jakie są moje ulubione kolory?
     -Córeczko, twoje przyjaciółki już są! - krzyknął tata z salonu, gdzie pewnie czytał poranną gazetę popijając cafe machisto.
     -Niech wejdą! – szybko zlustrowałam swoje odbicie w wielkim lustrze z epoki baroku. Błyszczące, ciemne, kasztanowe włosy opuściłam falami na plecy, pełne usta naznaczyłam truskawkowym błyszczykiem.
     -Dzisiaj wielki dzień – szepnęłam i założyłam granatową opaskę na włosy.
-Rzeczywiście, ważny - skomentowała piękność opierająca się o framugę.             -Nadzwyczajnie ważny – zawtórowała jej dziewczyna- kruk, siedząca na krześle zaraz przy wejściu.
     Maille była przepiękną blondynką o bladej cerze, szczupłej talii oraz wysoko uniesionym podbródku. Granitowe oczy spoglądały dumnie, przed siebie. Wzrokiem omiatała wszystko i nic, była cicha i oceniająca.
     Jej przeciwieństwo stało obok. Caireann była wysoka i szczupła. Miała jaśniuteńką cerę i czarne, kręcone włosy, dlatego często nazywałyśmy ją kruczycą. Czarne oczy mogłyby wwiercić się w ludzką duszę. Gdyby nie ciepły uśmiech, dawno pomyliłabym ją z seryjnym mordercą.
-Przedrzeźniajcie mnie dalej, jestem pewna że zdążymy z tym, co zaplanowałyśmy – powiedziałam.
-Oczywiście że zdążymy. Starczy nam czasu nawet na zakupy w Hiszpanii – stwierdziła Caireann.
-Wykup sobie licencję na sarkazm - mówiąc to zwróciłam się w stronę drzwi prowadzących do garderoby i dałam znak dziewczynom, by podążyły za mną.    Z rozmacham otworzyłam drzwi. W tym pokoju znajdowały się mundurki oraz dodatki szkolne. Miałam bowiem ich trzy rodzaje.
-Biała koszula z rozpiętym guzikiem u szyi, granatowa marynarka i szara spódnica. Pantofelki od Jucia – powiedziała na jednym tchu Maille rozglądając się po pokoju.
-Do tego srebrne bransoletki od Armaniego, wisiorek z misiem który dostałaś na urodziny i srebrna kopertówka - dokończyła Caireann robiąc gwiazdę na środku pokoju.
-Czy ja wiem? –wtrąciłam się - Nie będzie trochę za chłodno? Może marynarkę z granatowo – kremowymi pionowymi pasami, a srebro zastąpimy złotem?
Maille zastygła z ręką na wieszaku mojego płaszcza. Obróciła i przekrzywiła  lekko głowę, jakbyś się nad czymś zastanawiała. – Jesteś genialna – zakończyła szybko i wsunęła rękę głębiej do szafy. – Ale myślę, że to ci się przyda.
Podniosłam wzrok i utkwiłam w przedmiocie, który trzymała w dłoni. Była to stara, perłowa kolia mojej mamy, jeszcze z czasów jej występów operowych.
-Tak to zdecydowanie mi się przyda –powiedziałam i spojrzałam na zegarek. Zostało nam jeszcze czterdzieści pięć minut. – Szykowna kropka nad i.
Vivian:
-Boli mnie brzuch i głowa, chce mi się wymiotować i i… - zaczęłam się wykręcać.
-I zaraz zemdlejesz. Viv, używasz tego za każdym pierwszym dniem szkoły. Idziesz i już. Tata znalazł dobrą pracę, to dobra szkoła i na pewno znajdziesz dużo przyjaciół. Przestań się zamartwiać – stwierdziła moja siostra, Jane i poszła szykować się do pracy.
     To był mój kolejny pierwszy dzień w szkole. Mój tata ja i siostra przeprowadzaliśmy się chyba ze dwadzieścia razy. Za każdym raz czułam się tak samo źle. Chociaż nie, teraz czułam się najgorzej. Ta szkoła jest prywatna, pewnie wszyscy są tam bogaci i mają wszystko. A ja jestem na stypendium. Już widzę jak się ze mnie śmieją. Ale jeśli pierwszego dnia nie pójdę do szkoły, będzie tylko gorzej. Sprawdziłam jeszcze czy żółta marynarka, granatowa spódnica i biała koszula na pewno są przepisowe oraz czy moje ciemne blond włosy są jeszcze w koku i ruszyłam do wyjścia.
Caireann:
     -Dobrze, teraz już tylko lista – powiedziała władczym głosem Orlaith.
-Zacznijmy od celi – zaproponowałam ochoczo. Królowa (jak ją często nazywałyśmy) podeszła do komody, wyjęła nasz specjalny notatnik, pióro i położyła na kredensie.
-A więc, pierwszy września, wtorek, pierwszy semestr, trzecia klasa.
-Koniecznie wpisz chłopców – powiedziała Maille, potrząsając swoimi włosami, jakby były złotą nicią. – I te nowe, duże torby od Prady.
-Zgoda, ale jakieś konkretne torby? – spytała szatynka, i podniosła na nas wzrok.
-Ja chcę tą blado różową, z miętowym kwiatem – powiedziała blondynka.
-Ja tą morską, z czarnymi łańcuchami – powiedziałam.
-Świetnie, Ja chcę tą purpurową z medalikiem – Orlaith wpisała nasze propozycje na listę i dokończyła w zamyśleniu – resztę musimy dokończyć po szkole, zostały jeszcze obłędy.
Zgodziłyśmy się obydwie i od razu podałyśmy pierwszą pozycję : Gromada.
-Musimy w końcu pogromić Eleri, Floraidh, Siofrę, oraz tych ich pacanów Ronata i Goraidha. Mam ich serdecznie dość – stwierdziłam szybko, by przyjaciółki nie mogły mi przerwać.
-Zgadzam się. Nie mogę uwierzyć, że kiedyś przyjaźniłaś się z Eleri Dalsaries – powiedziała Maille, ponownie odrzucając włosy na plecy.
-Uwierz mi, ja też. Ale przeszłość, to przeszłość – królowa spojrzała na zegarek, już po raz setny i szybko nabazgrała coś w zeszycie – coś jeszcze?
-Mój tata powiedział, że przychodzi nowa. Napisz to szybko – powiedziałam, podniosłam torbę i zabrałam się do wyjścia, po drodze jeszcze otaksowałam swój wygląd w lustrze. Granatowy sweter, biała koszula, szare, ciasne rurki, szpilki z Luiziany i żółty krawat.
-Możemy już wychodzić!? – krzyknęłam do dziewczyn.

-Jasne, już idziemy! – wrzasnęła Maille i razem z Orlaith podeszła do mnie, a potem wszystkie udałyśmy się do limuzyny.

@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@
Hej to znowu ja!! +The Power znowu bloguje. Wiecie już co nieco o naszych bohaterach, ale ostrzegam, to nie wszyscy. I chwilowo opisałam parę bohaterów meeeega powierzchownie, ale to ma się zmienić z czasem. Mam taką nadzieję. To 

Komentujcie!!! 

Jest to dla mnie naprawdę ważne, daje motywację i wiem, że nie pisze kolejnych rozdziałów na darmo. To naprawdę nie musi być męcząca odpowiedź, wystarczy tylko czytam. Naprawdę.

Prolog

Prolog:

Eleri: 

Pierwszy września.

To data, której bardzo się bałam. Bowiem, zaczyna się szkoła. I tu nie chodzi mi o chemię, ani o straszną dyrektorkę - panią Stannie, ani o moje całkiem złe oceny.
Mi tu chodzi o ludzi.
     Pozwólcie, że opowiem wam o mojej szkole. Jest nietypowa. To siedem budynków. Pierwsze trzy są ułożone w takie Trochę kanciaste *u*. Są to pracownie, sale oraz gabinety prywatnej szkoły dla dziewcząt. Drugie trzy mają taki sam kształt i stykają się czubkami tworząc *o*. Jest to prywatna szkoła dla chłopców. Przez pierwszy rok istnienia tej instytucji na wolnym miejscu pośrodku mieściła się biblioteka. Potem wybudowano na tyłach siódmy budynek, o wiele większy, gdzie obecnie znajduje się biblioteka, basen i studio tańca (zimami sala gimnastyczna). Do boku szkoły w której uczą się chłopcy przylega średniej wielkości stadion do futbolu.
     Ten pierwszy rok był naprawdę fajny. Nie było podziału na grupy, wszyscy przyjaźnili się ze wszystkimi.
     I tak było aż do przyjazdu nowej pani dyrektor. Prof. Stannie nakazała wybudowanie hali i wprowadziła mundurki. Ale nie to było najgorsze. Tam, gdzie kiedyś była biblioteka, zbudowali dziedziniec. Z kawiarenką, trawnikiem, stołówką i zburzonym dachem. Uczniowie obu szkół mogli tam zejść i się spotkać na przerwach. Część stolików była przeznaczona dla nauczycieli, ale oni woleli jeść w swoich gabinetach, bądź klasach. Te miejsca były bliżej hali oraz metr wyżej, niż inne, więc to było oczywiste, że uczniowie będą się o nie bić. W końcu usiadło tam parunastu uczniów i nikomu oprócz nich, nie pozwolono tam usiąść. Ci uczniowie byli bogaci, dość lubiani i z dnia na dzień, robili się coraz bardziej popularni.
     I tak powstała szkolna elita.

@@@@@@@@@@@@@
I oto jest prolog mojego nowego opowiadania. Tak wiem, zapowiada się nudno, ale ja nie mam talentu do prologów. I nie byłabym sobą, gdybym nie wstawiła tu też wątku tajemnicy. Tu będą tajemnice herbów. Akcja rozgrywa się na wyspach brytyjskich, Irlandii, i ogółem wszędzie, gdzie żyli Celtowie. Ja osobiście uwielbiam fabułę. Mam nadzieję, że polubicie ją równie bardzo co ja.